
MONACHIUM — Przed kluczowym spotkaniem unijnych regulatorów z przedstawicielami branży motoryzacyjnej w Brukseli, Stellantis proponuje dwa rozwiązania, które mają pomóc w ograniczeniu emisji CO₂ bez konieczności polegania wyłącznie na kosztownych samochodach elektrycznych na baterie (BEV).
Pierwsza propozycja zakłada stworzenie mechanizmu „kompensacji CO₂”, w ramach którego zezłomowanie starszego, wysokoemisyjnego samochodu i zastąpienie go nowym lub używanym pojazdem (nie starszym niż trzyletni) dawałoby producentom bonus w postaci 70 gramów CO₂ na kilometr — powiedział Jean-Philippe Imparato, szef Stellantis na Europę, w wywiadzie udzielonym podczas targów motoryzacyjnych IAA w Monachium 8 września.
Druga propozycja to utworzenie w Europie nowej kategorii homologacyjnej dla samochodów krótszych niż 3,5 metra, które obowiązywałyby mniej rygorystyczne normy bezpieczeństwa niż te przewidziane dla obecnych aut osobowych. Celem jest utrzymanie ceny takich pojazdów poniżej 15 000 euro — dodał Imparato.
Jak zaznaczył, obie propozycje zostały już przekazane do stowarzyszenia producentów ACEA, jednak spotkały się z mieszanym odbiorem. 12 września w Brukseli odbędzie się kolejne spotkanie w ramach tzw. Strategicznego Dialogu o przyszłości przemysłu motoryzacyjnego w UE.
Organizacje lobbingowe ACEA oraz CLEPA (reprezentująca producentów części) liczą na zmianę obowiązującego obecnie przepisu, zgodnie z którym od 2035 roku w Unii Europejskiej będzie można sprzedawać wyłącznie auta bezemisyjne. Ich zdaniem ten cel jest nierealny bez poważnych konsekwencji dla zatrudnienia w sektorze.
Stellantis: trzeba dekarbonizować istniejącą flotę
Imparato podkreślił, że Europa musi odnowić swoją istniejącą flotę pojazdów — ale nie powinno się to odbywać tylko przez stawianie na auta elektryczne. Nawet jeśli sprzedaż samochodów elektrycznych osiągnęłaby 30% udziału w rynku, oznaczałoby to 4,5 miliona sprzedanych aut rocznie, podczas gdy po europejskich drogach jeździ obecnie ponad 250 milionów samochodów.
Średni wiek auta w Europie to 12 lat, a aż 150 milionów pojazdów ma ponad 10 lat — dodał. Przy takim tempie wymiany pojazdów, europejska flota z każdym rokiem... „starzeje się” o miesiąc — zauważył.
Zastąpienie samochodu starszego niż 10 lat nowym lub używanym (ale nie starszym niż trzyletni) pozwoliłoby zredukować emisję o 70 g/km. Ten efekt mógłby być przeliczany na kredyt emisji dla producenta.
— W ten sposób producenci mogliby osiągać cele klimatyczne bez konieczności płacenia kar czy korzystania z rządowych dopłat — powiedział Imparato.
Tanie małe auta na europejski rynek – wzorem Brazylia
Pomysł stworzenia nowej kategorii małych samochodów został już wcześniej zgłoszony przez byłego prezesa Renault, Lucę de Meo, i zyskał poparcie prezesa rady nadzorczej Stellantis, Johna Elkanna. Tamta koncepcja opierała się na wzorze japońskich aut typu kei car i miała na celu stworzenie taniego elektrycznego auta dla Europy.
Imparato proponuje jednak inne podejście — jego zdaniem w nowej kategorii powinny się znaleźć także samochody spalinowe, wzorowane na brazylijskich regulacjach dotyczących tzw. Carro Popular (auta ludowe).
Według niego taka kategoria mogłaby umożliwić produkcję i sprzedaż samochodów w cenie poniżej 15 000 euro — a dziś na rynku jest bardzo niewiele takich modeli, niezależnie od rodzaju napędu. W 2018 roku na europejskim rynku dostępnych było 49 modeli samochodów w tej cenie, dziś niemal żadnego — zauważył Imparato.
Na przykład chińska Dacia Spring kosztuje we Włoszech 14 900 euro, a najtańszy model Stellantis, czyli Fiat Panda, zaczyna się od 15 950 euro (w wersji z miękką hybrydą).
— W 2018 roku, przy obowiązujących wtedy przepisach homologacyjnych, sprzedano w Europie milion samochodów miejskich poniżej 15 000 euro. Dziś to tylko 90 000 sztuk — powiedział Imparato.
W jego opinii nowe modele w tej cenie mogłyby ożywić segment najmniejszych aut, który w ubiegłym roku skurczył się o 22%, do 545 500 sprzedanych egzemplarzy (według danych Dataforce).
Źródło: Aomotive News Europe